wtorek, 25 sierpnia 2015
KONKURS! ZADANIE 1. z Cyrkiem Nocy!
Jakie jest Twoje wymarzone magiczne miejsce?
Opisz. Puść wodze fantazji. Im bardziej będzie to nierzeczywiste tym lepiej.
Konkurs trwa do 1 września do godziny 12.
ZASADY
1. Adres korespondencyjny musisz posiadać na terenie Polski.
2. Wspomnij o tym konkursie u siebie. Czy to instagram, fb czy blog.
3. Odpowiedz na pytanie konkursowe.
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
NAZBIERALIŚMY 1997 OBSERWACJI! JUTRO PIERWSZE ZADANIE!
CYRK NOCY
(genialna, magiczna i oniryczna pozycja która zauroczy najbardziej zaciętego czytelnika)
QUIDDICH PRZEZ WIEKI
(kolekcjonerski egzemplarz podręcznika z Harrego Pottera który czytał w 1 tomie wraz z notatkami czarodzieja)
NIEBO JEST WSZĘDZIE
(niedostępna obecnie książka autorki Oddam Ci słońce)
MARTWY AŻ DO ZMROKU
(książka na podstawie której powstał serial "Czysta Krew")
(książka na podstawie której powstał serial "Czysta Krew")
Jutro pierwsze zadanie! Którą książkę pragnelibyście wygrać jako pierwszą?
środa, 12 sierpnia 2015
6. recenzja: "Oddam ci słońce" - Jandy Nelson
Noah zawsze czuł, że on i Jude posiadają jedną duszę.
Potrafią kontaktować się bez słów, a świat podzielili między siebie.
Potrafią kontaktować się bez słów, a świat podzielili między siebie.
A potem siebie opuścili.
Noach jest subtelny, delikatny. Kreuje własny świat, widzi obrazami, kolorami. Przepełnia go magia, a jego oczy dostrzegają więcej niż kogokolwiek innego. Kojarzy mi się z lazurem, jest taki eteryczny, wypełniony emocjami. Wydaje się wrażliwszy na każdy aspekt życia.
A później staje się swoim przeciwieństwem.
Jude za to kojarzy mi się ze słońcem. Bije od niej blask, nawet wtedy, gdy próbuje zniknąć dla oczu innych. Wpierw pełna energii, chociaż wewnątrz ma skrywany ból, który stara się zgłuszyć buntem.
Zagubiona, popełniła wiele błędów, teraz próbuje je naprawić.
To historia o popełnianiu błędów, wybaczaniu i tęsknocie. Niedopowiedzenia, żale i poczucie winy nawarstwiają się tworząc efekt kuli śnieżnej.
Każdego dnia coraz ciężej być sobą.
Z początku książka mnie nie zachwycała. Musiałam stopniowo zakochać się w jej słowach oraz w stylu pisania pani Nelson.
Tak więc pierwsze strony szły mi dość opornie, ale tylko po to, by na kolejny dzień przeczytawszy jej ostatnie zadanie zorientować się, że już wybiła 4 rano.
"Oddam ci słońce" nie jest tak miękka i subtelna jak ostatnia czytana przeze mnie młodzieżowa obyczajówka ("Fangirl"). Może stąd wynikały moje trudności z odnalezieniem się w ich świecie.
Jednak absolutnie warto!
Jest pełna magii, lata oraz ciepła. Pełna młodzieńczych błędów, oraz nadziei ich odkupienia.
Autorka maluje słowami, cała ta powieść to wielobarwny dynamiczny obraz od którego nie możemy odwrócić wzroku. Czytamy i doznajemy cierpień wraz z bohaterami krzycząc, bo nie jesteśmy w stanie odwrócić biegu wydarzeń.
Pokochałam ich przywary, problemy. Byłam wraz z nimi, gdy przechodzili swój najcięższy okres. Skradli moje serce, wzruszyli mnie, a po tym wszystkim nie potrafili opuścić mojego umysłu.
Pokochałam ich przywary, problemy. Byłam wraz z nimi, gdy przechodzili swój najcięższy okres. Skradli moje serce, wzruszyli mnie, a po tym wszystkim nie potrafili opuścić mojego umysłu.
Ta książka zaczaruje swoimi słowami i bohaterami.
Zasypiając wciąż miałam pod powiekami Noah i Jude.
Zasypiając wciąż miałam pod powiekami Noah i Jude.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
KONKURS
Witajcie kochani!
Za dwa miesiące oficjalnie wchodzę na dorosłą drogę życia!
A TO OZNACZA KONKURS!
Z racji tego, że chciałabym, abyście również i Wy mogli cieszyć się z moich osiemnastych urodzin, postanowiłam zorganizować to wielkie wydarzenie na moim blogu i instagramie.
1 październik - punkt zero, dzień moich urodzin. Wtedy nastąpi rozwiązanie konkursu.
Ale zanim to...
Konkurs rozpocznę, gdy na moim instagramie wskoczy 1997 obserwatorów! https://instagram.com/haima_si/
Gdy tylko to nastąpi podam książki które będą do wygrania oraz zadania konkursowe. Ilość książek jest zależna od waszego zainteresowania. Na razie planuję dwie, jak mnie namówicie może trzy książki. Wy możecie powiększyć tą liczbę!
Gdy tylko to nastąpi podam książki które będą do wygrania oraz zadania konkursowe. Ilość książek jest zależna od waszego zainteresowania. Na razie planuję dwie, jak mnie namówicie może trzy książki. Wy możecie powiększyć tą liczbę!
Na instagramie zaczynałam, włożyłam w tamten kanał masę pracy, wysiłku i nerwów.
Dziękuję, że tam ze mną jesteście, wspieracie mnie i doceniacie.
Jesteście wielcy, a teraz ja bym chciała się wam odwdzięczyć!
Wrzucajcie owe zdjęcie na swoje strony, podlinkujcie mnie, udostępnijcie, wrzućcie to na swojego instagrama! Niech świat obejdzie wieść o tym konkursie!
Wrzucajcie owe zdjęcie na swoje strony, podlinkujcie mnie, udostępnijcie, wrzućcie to na swojego instagrama! Niech świat obejdzie wieść o tym konkursie!
czwartek, 6 sierpnia 2015
5. recenzja: "Marsjanin" - Andy Weir
Kolejna, zwyczajna podróż na Marsa. Aresowi 3 postawione zostało przebadać inny kawałek brunatnej ziemi.
Wszystko zwykło przebiegać tak samo jak w dwóch poprzednich misjach na czerwoną planetę. Nie miało być żadnego bohatera, nikt nie miał być "tym pierwszym".
Tymczasem coś poszło nie tak, obca planeta postanowiła ich zdmuchnąć ze swej pokrywy - i to dosłownie!
Załoga w trakcie nagłej ewakuacji traci jednego z członków, gdy antena uderza w jego ciało, a wysiadłe czujniki w skafandrze przemawiają o braku funkcji życiowych astronauty.
Ares 3 odlatuje uszczuplony o Marka Watneya.
Oto pierwszy kosmonauta, którego żywcem pogrzebała czerwona planeta.
Jednak Mark nie da sobie kupie piachu w kasze dmuchać i tak łatwo poddać się nie zamierza!
Moja przygoda z tą książka zaczęła się dość ciekawie, bo po prostu w klasie drogą pantoflową rozeszła się fama mówiąca o wyjątkowości owej powieści. Jak na klasę ukierunkowaną politechnicznie bardziej nastawiałam się na ciężką lekturę, masę specjalistycznej wiedzy i pomoc wujka google w przyswojeniu sobie co bardziej niezrozumiałych fragmentów. Zostałam zaskoczona i to na duży plus. Książka okazała się luźna, nie rzucając sztywno niezrozumiałymi pojęciami. Cała wiedza, którą wykorzystał autor została podana w tak przystępny sposób, że kompletny laik spokojnie się w niej odnajdzie.
A to wszystko dlatego, że autor przez większą część prowadzi powieść w formie dziennika. Czytamy wyznania człowieka stającego na przeciw całej planecie, który rzucił jej rękawice... i spędza całe dnie bez choćby jednego dźwięku. No bo można sobie siedzieć i czekać aż twoje truchło przykryje czerwony piach. Można też wstać i wziąć się do roboty.
Tak więc śledzimy każdy jego krok okraszony humorem, sposobem bycia i pozytywną energią.
Co by nie mówić o Marku Watney'u - geniusz w swojej dziedzinie. Żaden problem nie jest mu straszny, gdy wciąż może wziąć oddech i zrobić krok w przód.
Bo co to za problem przeżyć cztery lata na pozbawionej warunków do życia planecie.
I to fragmenty Marka trzymają tą książkę w kupie, tworząc z niej taki wyjątkowy twór. Bo gdyby nie była ona przepełniona humorem, nadającym tej powieści taki wyjątkowy i swobodny klimat nie byłaby tak wyjątkowa i rozchwytywana.
Cóż, można składać pokłony dla autora za kreację głównego bohatera. Jest taki "Markowaty", nietuzinkowy.
Podziwiam również twórcę za ogrom pracy włożony w tą książkę. "Marsjanin" to 380 stron specjalistycznej wiedzy z całej gamy przeróżnych dziedzin.
Pan Weir tak zgrabnie wszystko ze sobą powiązał, że nie wątpimy w ani jeden pomysł wykombinowany przez Marka Watneya. Wszystko jest prawdopodobne, a my przyjmujemy to bez mrugnięcia okiem.
Nie do końca za to spodobały mi się fragmenty z centrali NASA. To ta część lektury w której autor przechodzi do narracji trzecioosobowej. Części tej brakuje wyjątkowości jaką posiada Mark Watney. Rozdziały te nużyły mnie tak, że miałam ochotę przekartkować te części powieści, by powrócić do głównego bohatera.
Tutaj wychodzą na wierzch niedoszlifowania autora pod względem umiejętności pisarskich. Bo gdy jest Markiem, może przekazać odbiorcom część swojej pasji, dzięki temu Mark zyskuje na wyjątkowości i swobodzie.
Dodatkowo książka jest "typowo Amerykańska" - jak podsumował to mój znajomy. Bowiem już na początku możemy przewidzieć jej zakończenie.
Nie przeszkadza nam to jednak w zarwaniu paru nocek na rzecz tej powieści, wsysa nas i nie pozwala nam się od niej oderwać. Chcemy poznać całość już teraz, zaraz.
To przez ta książkę wsypiemy do herbaty 6 łyżeczek cukru i pięć razy wpadniemy na słup. Nie mówcie, że Was nie ostrzegałam!
Wszystko zwykło przebiegać tak samo jak w dwóch poprzednich misjach na czerwoną planetę. Nie miało być żadnego bohatera, nikt nie miał być "tym pierwszym".
Tymczasem coś poszło nie tak, obca planeta postanowiła ich zdmuchnąć ze swej pokrywy - i to dosłownie!
Załoga w trakcie nagłej ewakuacji traci jednego z członków, gdy antena uderza w jego ciało, a wysiadłe czujniki w skafandrze przemawiają o braku funkcji życiowych astronauty.
Ares 3 odlatuje uszczuplony o Marka Watneya.
Oto pierwszy kosmonauta, którego żywcem pogrzebała czerwona planeta.
Jednak Mark nie da sobie kupie piachu w kasze dmuchać i tak łatwo poddać się nie zamierza!
"Wdrapałem się na wzgórze aby wrócić do Habu. [...] Hab był cały (hurra!) i MAV odleciał (buu!)."
Moja przygoda z tą książka zaczęła się dość ciekawie, bo po prostu w klasie drogą pantoflową rozeszła się fama mówiąca o wyjątkowości owej powieści. Jak na klasę ukierunkowaną politechnicznie bardziej nastawiałam się na ciężką lekturę, masę specjalistycznej wiedzy i pomoc wujka google w przyswojeniu sobie co bardziej niezrozumiałych fragmentów. Zostałam zaskoczona i to na duży plus. Książka okazała się luźna, nie rzucając sztywno niezrozumiałymi pojęciami. Cała wiedza, którą wykorzystał autor została podana w tak przystępny sposób, że kompletny laik spokojnie się w niej odnajdzie.
A to wszystko dlatego, że autor przez większą część prowadzi powieść w formie dziennika. Czytamy wyznania człowieka stającego na przeciw całej planecie, który rzucił jej rękawice... i spędza całe dnie bez choćby jednego dźwięku. No bo można sobie siedzieć i czekać aż twoje truchło przykryje czerwony piach. Można też wstać i wziąć się do roboty.
Tak więc śledzimy każdy jego krok okraszony humorem, sposobem bycia i pozytywną energią.
Co by nie mówić o Marku Watney'u - geniusz w swojej dziedzinie. Żaden problem nie jest mu straszny, gdy wciąż może wziąć oddech i zrobić krok w przód.
Bo co to za problem przeżyć cztery lata na pozbawionej warunków do życia planecie.
"Cholera, jestem botanikiem! Bójcie się moich botanicznych mocy!"
I to fragmenty Marka trzymają tą książkę w kupie, tworząc z niej taki wyjątkowy twór. Bo gdyby nie była ona przepełniona humorem, nadającym tej powieści taki wyjątkowy i swobodny klimat nie byłaby tak wyjątkowa i rozchwytywana.
Cóż, można składać pokłony dla autora za kreację głównego bohatera. Jest taki "Markowaty", nietuzinkowy.
Podziwiam również twórcę za ogrom pracy włożony w tą książkę. "Marsjanin" to 380 stron specjalistycznej wiedzy z całej gamy przeróżnych dziedzin.
Pan Weir tak zgrabnie wszystko ze sobą powiązał, że nie wątpimy w ani jeden pomysł wykombinowany przez Marka Watneya. Wszystko jest prawdopodobne, a my przyjmujemy to bez mrugnięcia okiem.
Nie do końca za to spodobały mi się fragmenty z centrali NASA. To ta część lektury w której autor przechodzi do narracji trzecioosobowej. Części tej brakuje wyjątkowości jaką posiada Mark Watney. Rozdziały te nużyły mnie tak, że miałam ochotę przekartkować te części powieści, by powrócić do głównego bohatera.
Tutaj wychodzą na wierzch niedoszlifowania autora pod względem umiejętności pisarskich. Bo gdy jest Markiem, może przekazać odbiorcom część swojej pasji, dzięki temu Mark zyskuje na wyjątkowości i swobodzie.
Dodatkowo książka jest "typowo Amerykańska" - jak podsumował to mój znajomy. Bowiem już na początku możemy przewidzieć jej zakończenie.
Nie przeszkadza nam to jednak w zarwaniu paru nocek na rzecz tej powieści, wsysa nas i nie pozwala nam się od niej oderwać. Chcemy poznać całość już teraz, zaraz.
To przez ta książkę wsypiemy do herbaty 6 łyżeczek cukru i pięć razy wpadniemy na słup. Nie mówcie, że Was nie ostrzegałam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)