wtorek, 25 sierpnia 2015

KONKURS! ZADANIE 1. z Cyrkiem Nocy!


Jakie jest Twoje wymarzone magiczne miejsce? 

Opisz. Puść wodze fantazji. Im bardziej będzie to nierzeczywiste tym lepiej. 

Konkurs trwa do 1 września do godziny 12.

ZASADY 

1. Adres korespondencyjny musisz posiadać na terenie Polski. 

2. Wspomnij o tym konkursie u siebie. Czy to instagram, fb czy blog.

3. Odpowiedz na pytanie konkursowe. 


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

NAZBIERALIŚMY 1997 OBSERWACJI! JUTRO PIERWSZE ZADANIE!


CYRK NOCY 
(genialna, magiczna i oniryczna pozycja która zauroczy najbardziej zaciętego czytelnika)

QUIDDICH PRZEZ WIEKI 
(kolekcjonerski egzemplarz podręcznika z Harrego Pottera który czytał w 1 tomie wraz z notatkami czarodzieja)

NIEBO JEST WSZĘDZIE 
(niedostępna obecnie książka autorki Oddam Ci słońce)

MARTWY AŻ DO ZMROKU 
(książka na podstawie której powstał serial "Czysta Krew")

Jutro pierwsze zadanie! Którą książkę pragnelibyście wygrać jako pierwszą?


środa, 12 sierpnia 2015

6. recenzja: "Oddam ci słońce" - Jandy Nelson

Noah zawsze czuł, że on i Jude posiadają jedną duszę.
Potrafią kontaktować się bez słów, a świat podzielili między siebie.

A potem siebie opuścili.

Noach jest subtelny, delikatny. Kreuje własny świat, widzi obrazami, kolorami. Przepełnia go magia, a jego oczy dostrzegają więcej niż kogokolwiek innego. Kojarzy mi się z lazurem, jest taki eteryczny, wypełniony emocjami. Wydaje się wrażliwszy na każdy aspekt życia.

A później staje się swoim przeciwieństwem.

Jude za to kojarzy mi się ze słońcem. Bije od niej blask, nawet wtedy, gdy próbuje zniknąć dla oczu innych. Wpierw pełna energii, chociaż wewnątrz ma skrywany ból, który stara się zgłuszyć buntem.
Zagubiona, popełniła wiele błędów, teraz próbuje je naprawić.

To historia o popełnianiu błędów, wybaczaniu i tęsknocie. Niedopowiedzenia, żale i poczucie winy nawarstwiają się tworząc efekt kuli śnieżnej.

Każdego dnia coraz ciężej być sobą.

Z początku książka mnie nie zachwycała. Musiałam stopniowo zakochać się w jej słowach oraz w stylu pisania pani Nelson.
Tak więc pierwsze strony szły mi dość opornie, ale tylko po to, by na kolejny dzień przeczytawszy jej ostatnie zadanie zorientować się, że już wybiła 4 rano.

"Oddam ci słońce" nie jest tak miękka i subtelna jak ostatnia czytana przeze mnie młodzieżowa obyczajówka ("Fangirl"). Może stąd wynikały moje trudności z odnalezieniem się w ich świecie. 
Jednak absolutnie warto!
Jest pełna magii, lata oraz ciepła. Pełna młodzieńczych błędów, oraz nadziei ich odkupienia.

Autorka maluje słowami, cała ta powieść to wielobarwny dynamiczny obraz od którego nie możemy odwrócić wzroku. Czytamy i doznajemy cierpień wraz z bohaterami krzycząc, bo nie jesteśmy w stanie odwrócić biegu wydarzeń.

Pokochałam ich przywary, problemy. Byłam wraz z nimi, gdy przechodzili swój najcięższy okres. Skradli moje serce, wzruszyli mnie, a po tym wszystkim nie potrafili opuścić mojego umysłu.

Ta książka zaczaruje swoimi słowami i bohaterami.
Zasypiając wciąż miałam pod powiekami Noah i Jude.


______________________________





Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

KONKURS

Witajcie kochani!


Za dwa miesiące oficjalnie wchodzę na dorosłą drogę życia!


A TO OZNACZA KONKURS!




Z racji tego, że chciałabym, abyście również i Wy mogli cieszyć się z moich osiemnastych urodzin, postanowiłam zorganizować to wielkie wydarzenie na moim blogu i instagramie.


1 październik - punkt zero, dzień moich urodzin. Wtedy nastąpi rozwiązanie konkursu.
Ale zanim to...

Konkurs rozpocznę, gdy na moim instagramie wskoczy 1997 obserwatorów! https://instagram.com/haima_si/

Gdy tylko to nastąpi podam książki które będą do wygrania oraz zadania konkursowe. Ilość książek jest zależna od waszego zainteresowania. Na razie planuję dwie, jak mnie namówicie może trzy książki. Wy możecie powiększyć tą liczbę!

Na instagramie zaczynałam, włożyłam w tamten kanał masę pracy, wysiłku i nerwów.
Dziękuję, że tam ze mną jesteście, wspieracie mnie i doceniacie.

Jesteście wielcy, a teraz ja bym chciała się wam odwdzięczyć!

Wrzucajcie owe zdjęcie na swoje strony, podlinkujcie mnie, udostępnijcie, wrzućcie to na swojego instagrama! Niech świat obejdzie wieść o tym konkursie!

czwartek, 6 sierpnia 2015

5. recenzja: "Marsjanin" - Andy Weir

Kolejna, zwyczajna podróż na Marsa. Aresowi 3 postawione zostało przebadać inny kawałek brunatnej ziemi.
Wszystko zwykło przebiegać tak samo jak w dwóch poprzednich misjach na czerwoną planetę. Nie miało być żadnego bohatera, nikt nie miał być "tym pierwszym".
Tymczasem coś poszło nie tak, obca planeta postanowiła ich zdmuchnąć ze swej pokrywy - i to dosłownie!
Załoga w trakcie nagłej ewakuacji traci jednego z członków, gdy antena uderza w jego ciało, a wysiadłe czujniki w skafandrze przemawiają o braku funkcji życiowych astronauty.

Ares 3 odlatuje uszczuplony o Marka Watneya.


Oto pierwszy kosmonauta, którego żywcem pogrzebała czerwona planeta.
Jednak Mark nie da sobie kupie piachu w kasze dmuchać i tak łatwo poddać się nie zamierza!

"Wdrapałem się na wzgórze aby wrócić do Habu. [...] Hab był cały (hurra!) i MAV odleciał (buu!)."

Moja przygoda z tą książka zaczęła się dość ciekawie, bo po prostu w klasie drogą pantoflową rozeszła się fama mówiąca o wyjątkowości owej powieści. Jak na klasę ukierunkowaną politechnicznie bardziej nastawiałam się na ciężką lekturę, masę specjalistycznej wiedzy i pomoc wujka google w przyswojeniu sobie co bardziej niezrozumiałych fragmentów. Zostałam zaskoczona i to na duży plus. Książka okazała się luźna, nie rzucając sztywno niezrozumiałymi pojęciami. Cała wiedza, którą wykorzystał autor została podana w tak przystępny sposób, że kompletny laik spokojnie się w niej odnajdzie.

A to wszystko dlatego, że autor przez większą część prowadzi powieść w formie dziennika. Czytamy wyznania człowieka stającego na przeciw całej planecie, który rzucił jej rękawice... i spędza całe dnie bez choćby jednego dźwięku. No bo można sobie siedzieć i czekać aż twoje truchło przykryje czerwony piach. Można też wstać i wziąć się do roboty.
Tak więc śledzimy każdy jego krok okraszony humorem, sposobem bycia i pozytywną energią.
Co by nie mówić o Marku Watney'u - geniusz w swojej dziedzinie. Żaden problem nie jest mu straszny, gdy wciąż może wziąć oddech i zrobić krok w przód.
Bo co to za problem przeżyć cztery lata na pozbawionej warunków do życia planecie.

"Cholera, jestem botanikiem! Bójcie się moich botanicznych mocy!"

I to fragmenty Marka trzymają tą książkę w kupie, tworząc z niej taki wyjątkowy twór. Bo gdyby nie była ona przepełniona humorem, nadającym tej powieści taki wyjątkowy i swobodny klimat nie byłaby tak wyjątkowa i rozchwytywana.
Cóż, można składać pokłony dla autora za kreację głównego bohatera. Jest taki "Markowaty", nietuzinkowy.

Podziwiam również twórcę za ogrom pracy włożony w tą książkę. "Marsjanin" to 380 stron specjalistycznej wiedzy z całej gamy przeróżnych dziedzin.
Pan Weir tak zgrabnie wszystko ze sobą powiązał, że nie wątpimy w ani jeden pomysł wykombinowany przez Marka Watneya. Wszystko jest prawdopodobne, a my przyjmujemy to bez mrugnięcia okiem.

Nie do końca za to spodobały mi się fragmenty z centrali NASA. To ta część lektury w której autor przechodzi do narracji trzecioosobowej. Części tej brakuje wyjątkowości jaką posiada Mark Watney. Rozdziały te nużyły mnie tak, że miałam ochotę przekartkować te części powieści, by powrócić do głównego bohatera.
Tutaj wychodzą na wierzch niedoszlifowania autora pod względem umiejętności pisarskich. Bo gdy jest Markiem, może przekazać odbiorcom część swojej pasji, dzięki temu Mark zyskuje na wyjątkowości i swobodzie.

Dodatkowo książka jest "typowo Amerykańska" - jak podsumował to mój znajomy. Bowiem już na początku możemy przewidzieć jej zakończenie.
Nie przeszkadza nam to jednak w zarwaniu paru  nocek na rzecz tej powieści, wsysa nas i nie pozwala nam się od niej oderwać. Chcemy poznać całość już teraz, zaraz.

To przez ta książkę wsypiemy do herbaty 6 łyżeczek cukru i pięć razy wpadniemy na słup. Nie mówcie, że Was nie ostrzegałam!


środa, 29 lipca 2015

4. recenzja: "Fangirl" - Rainbow Rowell

Znacie te piękne uczucie, gdy człowiek nastawia się nad doskonałą lekturę i... taką dostaje?

Cath do tej pory pragnęła jedynie spokoju i możliwości zagłębiania się w jej ukochany świat Magów. Jednak, gdy jej bliźniaczka zapisała się do college'u w sąsiedniej miejscowości, ta poszła jej śladem - przecież gdzie Wren, tam i Cath.
Jednak siostra pragnąca w pełni zaznać się z "kampusową codziennością" zostawiła Cath samą.
Z obcymi ludźmi!

Ubóstwiam każdą postać pani Rowell. Są pełne, niewyidealizowane, autentyczne.
Cath, główna bohaterka, zakochana w książkach, zakręcona na punkcie jej ukochanej serii. Introwertyczka, krucha i zamknięta w świecie swoich marzeń budująca wokół siebie mur.
Większość z nas potrafiłoby zidentyfikować się w jakimś stopniu z tą postacią.

Levi, wiecznie uśmiechnięty, rozdający swoją radość każdemu napotkanemu człowiekowi. Wiecznie rozbiegany i zbyt lekką ręką traktujący niektóre zobowiązania.
Regan, agresywna, pewna siebie. Jednak to ona podała rękę Cath. Ona ją wspiera i to ona jest kotwicą trzymającą dziewczynę w świecie rzeczywistym.
A odurzona wolnością Wren, która zatraca się w "studenckim życiu", może nie jest pozytywną postacią, ale jest człowiekiem. Niech pierwszy rzuci kamień ten kto nie ma na sumieniu żadnego błędu młodocianego szaleństwa.
Nawet postacie drugoplanowe są dopracowane, prawdziwe. Mają swój charakter i swój punkt w świecie Cath.

Bardzo podobało mi się wykreowanie podejścia dziewczyny do swoich rodzinnych problemów. Spokój Cath zwrócił moją uwagę. Nie krzyczy, nie pomstuje na los. To dla niej po prostu codzienność, jej życie.

Książka nie byłaby tym, czym jest, gdyby nie Cath ze swoją fascynacją. 

Każdy na pewno spotkał na swojej drodze książkę dla której stracił serce i rozum. Pochłonęła każdy aspekt jego egzystencji, obserwował świat poprzez pryzmat wykreowanej rzeczywistości. No i nie potrafił bez niej żyć nawet gdy przeczytał już ostatnie zdanie ostatniej strony w ostatniej książce. 
W sytuacji gdy seria mówi "stop", a serce woła więcej, pogrążamy się w odmętach średniej jakości fan fickow. No i po milionach "Marry Sue" (kojarzycie tą Hermionę która przestaje się uczyć, zaczyna buntować i nosić mini... yh), a po następnej kupie płytkich historii miłosnych już wiemy, że to tylko my damy radę napisać historię, nie gubiąc po drodze oryginału.
Będąc jedną z Fangirl, jakże bym mogła nie pokochać Cath całym swoim serduszkiem?


Może po prostu kocham styl i język autorki. Kolejny raz mnie urzekła i zaczarowała. Tak subtelnie, że nawet nie zauważyłam gdy byłam już cała wypełniona jej słowami. A te są miękkie jak puch, otuliły mnie i pragnęłam się nimi otaczać do ostatniej strony.

Perełka, moje jasne światełko wśród literatury młodzieżowej. Ta książka mnie w sobie rozkochała, była jak cieplutka czekolada z dodatkiem imbiru i cynamonu.

Jak piernikowe latte!


-------------------------



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.

poniedziałek, 20 lipca 2015

3. recenzja: "Pierwszych Piętnaście żywotów Harry'ego Augusta" - Claire North

Harry August nie umiera. Z aspektu psychicznego oczywiście. Fizycznie ginie przezywając każdego życia swoje 70 lat.
By potem znów narodzić się w tym samym miejscu i czasie, pamiętając z fotograficzną dokładnością każde najdrobniejsze zdarzenie poprzednich żyć.
W jego jedenastym wcieleniu, gdy Harry czeka na śmierć, przychodzi do niego mała dziewczyna z wiadomością z przyszłości.

Świat się kończy.


"Piszę to dla Ciebie.

Mój wrogu.
Mój przyjacielu.
Wiesz - musisz już wiedzieć.

Przegrałeś."


Boże, kocham ten wstęp. Jest przecudowny. Jak mogłam odłożyć tą książkę z powrotem na półkę, gdy w mojej głowie rodziło się kłębowisko pytań i wiadro ciekawości po przeczytaniu TYLKO PIĘCIU LINIJEK?!
Jednak wróćmy do tematu...

Każdego z nas nęci życie wieczne. 
Jednak idea, wciąż i wciąż powracającego życia do mnie jakoś nie przemawia. Mamy jakieś 70 lat na spełnienie swoich marzeń, stworzenie krok po kroku wielkiego imperium gdzie na szczycie będzie nasz własny sukces. Jednak w końcu umieramy.
Kolejne życie niweluje naszą pracę, a wszystko co stworzyliśmy przestaje istnieć.
A przecież do tego dąży duża część z nas. Nie tyle wciąż fizycznie być, ale żyć w umysłach ludzi. By to co stworzyliśmy nas przeżyło.
Posiadając niezliczoną ilość istnień zatracilibyśmy jakikolwiek sens który teraz popycha nas do przodu, a chwila straciła by na swej wyjątkowości.

I chociaż Harry za każdym razem  odradza się w tym samym miejscu i w tym samym czasie stara się nie zatracić w owym powtarzalności swojego życia. Nie popłynąć w świat używek i przygodnego seksu.
Szuka sensu i powodu dla którego na świecie istnieją tacy ludzie jak on, szuka istoty czasu, zastanawia się czym jest rzeczywistość.

Jestem osobiście uzależniona od narracji prowadzonej nieliniowo. Książka jest chaotyczna jak umysł Harry'ego - wracamy wspomnieniami do pewnych chwil, by zaraz potem wrócić do zdarzeń bliższych.
Genialne, wciągające. Odsłania tylko te karty, które w danym momencie potrzebujemy. Każde zdanie ma tu swoją wartość.

W swoim jedenastym życiu Harry August dowiaduje się, że świat się kończy, że liniowość zdarzeń została przerwana.
Kto z mu podobnych wykorzystał wiedzę z przyszłości, by zmienić przyszłość? Dlaczego?
Jego życie zamienia się w gonitwę za człowiekiem cieniem, a napędza go zemsta...

Dość typowe, nieprawdaż? Jednak podane w tak nietuzinkowy sposób, że nie posiadałam wystarczająco siły woli by odłożyć książkę przed jej zakończeniem.

Jestem wprost zaczarowana tą historią. Jest jak rollercoaster.
Zaczynamy spokojnie tylko po to, by zaraz otrzymać gamę wrażeń i z zachwytem w oczach spokojnie już wyhamować na sam koniec. Na ostatnie 10 stron.

niedziela, 12 lipca 2015

The Games Book TAG


Wracam dzisiaj do jednej z najlepszej zabawy blogera - TAGów! Tym bardziej, że ostatnio trafiłam zupełnie przez przypadek na całkiem zabawny TAG i uznałam, że muszę go napisać na swoim blogu! :)

Tag znalazłam TUTAJ.


1. GRAND THEFT AUTO - książka z dużą ilością akcji.

Czytając pierwszy punkt od razu przypomniała mi się seria Dana Browna o Robercie Landgonie. Każda z czterech książek cyklu rozgrywa się w ciągu 24 godzin. To tylko jedna doba, a w ciągu tylko paru stron możemy przeskoczyć z jednego miejsca na świecie w drugie. Przejechać kawałek motocyklem, wskoczyć do łódki, by potem przebiec parę przecznic, aby dostać się do domu w którym coś cię zaatakuje. 

Książki gęste od akcji. Czytając każdą z nich za parę rozdziałów potrzebowałam chwili spokoju, oddechu. Po prostu miejsca w którym mogła bym zrobić "uf" i wrócić do lektury. Jeżeli mam wskazać konkretną książkę z serii, myślę, że najtrafniejszą pozycją będzie "Kod Leonarda Da Vinci" - druga książka z serii, najszybsza i najbardziej emocjonująca (nie tylko czytelnika ale rzesze zbulwersowanych fanatyków religijnych. Dan Brown ma taką sławę, że na lekcji religii trzymając na ławce "Zaginiony symbol" usłyszałam od księdza, że diabeł wodzi mnie na pokuszenie, nawróć się dziecko i co ja sobie wyobrażam, diabeł robi już ze mną co chce - aż przypomniał mi się ten gif gdzie trzy siostry zakonne próbują egzorcyzmów na pijanym punku). Chociaż uściślając moją ulubioną książką z serii są "Anioły i Demony"



2. THE SIMS - autor, który napisał wiele książek.

Pierwszą osobą o której pomyślałam oczywiście jest Stephen King, tylko, że to byłoby niemiłosiernie banalne. Tak więc przeszłam się po pokoju i pogapiłam na książki. Olśniło mnie! Pisarz mojego dzieciństwa - polski autor Rafał Kosik. Znany przede wszystkim z serii młodzieżowej "Felix, Net i Nika". Pisał również serię dla dzieci i dorosłych. Całkiem płodny autor, myślę, że spokojnie pasuje do tej kategorii. I jeden ze sprawców moją fascynacją literaturą. Chociaż bez bicia przyznaję się, że jeszcze nie przeczytałam w całości tej serii. Jednak 11 tomów stoi sobie grzecznie na półce czekając na swoją kolej.






3. FIFA - książka, w której mowa o sporcie.

Tutaj oczywiście nie mam żadnych dylematów, dla mnie odpowiedź jest prosta i oczywista. Myślę tutaj oczywiście o książce pod tytułem "Niezbędnik Obserwatorów Gwiazd" autorstwa Matthew Quicka. Powieść po prostu przesiąknięta koszykówką, miłością do sportu i odnajdywaniu siebie. Książka chociaż wciąż bardzo dobra trochę mnie rozczarowała. 

Styl autora z poprzedniej książki... Nie zmienił się. W stosunku do poprzedniej książki. Chodzi mi o narrację. Gdzie w "Poradniku pozytywnego myślenia" pewne zdziecinnienie było zrozumiałe ze względu na chorobę psychiczną głównego bohatera, tak tu ten zabieg porządnie mnie zirytował. Krótkie zdania, bardzo proste. Często zakrawające o infantylność. 

Nie umniejsza to jednak jakoś mocno całej powieści. Książka ciepła i słodka. O przyjaźni, miłości, pasji. O tym co jest w życiu najważniejsze. I o irlandzkiej mafii. :)



4. WIEDŹMIN - książka o pięknej okładce.


Proszę, powiedzcie mi dlaczego byłam taka głupia?
Po to bym żałowała tego do końca swego nędznego życia?
Bym nienawidziła siebie za to co zrobiłam?

DLACZEGO kupiłam w wieku lat 11/12 "Koralinę" Neila Gaimana w OKŁADCE FILMOWEJ?! 
Ta książka to jest MIŁOŚĆ MOJEGO ŻYCIA. Czytałam ją chyba milion razy, każdy raz z takim samym zapałem. Jej ekranizacja była początkiem mojej miłości do twórczości Tima Burtona! I jako głupi, debilny bachor kupiłam książkę z OKŁADKĄ FILMOWĄ. DLACZEGO?! Póki dorosłam na tyle, by znienawidzić tego typu wydania nakład się wyczerpał. Wiecie po ile mogę teraz zakupić tą o to okładkę? Tylko 100 zł. Co to jest, normalnie jak splunąć...
Okładka cudowna, taka mroczna, przyprawiająca o gęsią skórkę. I te guziki... Teraz to mogę sobie tylko popatrzeć. 



5. SYMULATORY - świat książkowy w którym chciałabym żyć.

Wyobrażaliście sobie kiedyś miasto w którym ludzie przede wszystkim zajmują się sprzedażą książek Antykwariaty czekają nas na każdym rogu, desery przypominają o miejscu w którym się znajdujemy. Miejsce w którym książki potrafią zaczarować, zranić, a nawet zabić. Gdzie mamy świadomość, że chodzimy pod piętrzącymi się stosami książek które tylko czekają na odkrycie. O czym teraz piszę?! - zapytacie się. Odpowiedź jest prosta - moim najbardziej wyśnionym miejscem jest Camonia z książki "Miasto Śniących Książek" Waltera Moersa. Uściślając chodzi mi o Księgogród znajdujący się bodajże na zachodzie Camonii. Można dodatkowo zaznaczyć, że w tym państwie nie ma ani jednego człekokształtnego. Ta książka to moje małe kochanie. Powieść zafascynowała i wciągnęła mnie od pierwszych stron. Ba, od pierwszego zdania! Mogę śmiało powiedzieć, że to moja ukochana książka.

„W Księgogrodzie znajdowało się ponad pięć tysięcy urzędowo zarejestrowanych antykwariatów i, szacunkowo, ponad tysiąc półlegalnych księgarenek, gdzie prócz książek oferowano napoje alkoholowe, tytoń, odurzające zioła i substancje, których używanie wzmagało podobno radość czytania i koncentrację. Istniała także niemal niezmierzona liczba, "latających" handlarzy, którzy na regałach na kółkach, drewnianych wózkach, w torbach konduktorkach i na taczkach oferowali słowo drukowane w każdej możliwej formie. W Księgogrodzie istniało ponad sześćset wydawnictw, pięćdziesiąt pięć drukarni, tuzin młynów papierniczych oraz stale rosnąca liczba zakładów zajmujących się wytwarzaniem ołowianych liter drukarskich i czernidła drukarskiego. Były też sklepy oferujące tysiące różnorodnych zakładek do książek i naklejek z nazwiskiem właściciela, kamieniarze specjalizujący się w podpórkach do książek, zakłady stolarskie i meblarskie pełne pulpitów i regałów książkowych.Byli też optycy wytwarzający okulary do czytania i lupy, a na każdym rogu kawiarenki, zwykle z kominkiem i odczytami poetyckimi przez całą dobę.” 
~ Walter Moers – „Miasto Śniących książek”

6. MINECRAFT - książka o opiniach albo bardzo dobrych, albo bardzo złych.

O "Trafny Wybór" J. K. Rowling kłóciłam się już z moim znajomym. Wychwalał on ją pod niebiosa, a mnie zbierało się na wymioty na samą myśl o tej pozycji. Zresztą sama, zanim sięgnęłam po tą książkę, czytałam o nich dużo sprzecznych opinii. Z racji mojego uwielbienia do serii o Harrym Potterze zupełnie nie zrażona częścią słabych recenzji sięgnęłam po tą pozycję w pierwszej nadarzającej się okazji... 
Nigdy więcej Rowling poza Harrym Potterem!

Książka trafiła do mojej TOP 5 nietrafionych pozycji 2014 roku.





7. COUNTER STRIKE - książka, przy której czytaniu trzeba się skupić.

Tutaj też odpowiedź jest prosta. Dzięki swojej narracji powieść "Wyznaję" autorstwa Jaume Cabre jest tak prze genialna, cudowna i zniewalająca (przynajmniej mnie). Jednak wystarczy chwila nieuwagi by wypaść z wątku. Nie wiedzieć z kim mamy do czynienia, gdzie jesteśmy ani nawet który rok mamy. 
Historia Adriana przeplatana z historią pewnych osiemnastowiecznych skrzypiec.
Dopracowane w każdym calu studium nad istotą zła i człowieczeństwa.
Jego spowiedź, jego "wyznaję".
Ubóstwiam tą książkę. Zawładnęła moim umysłem i nie potrafię (i nie chcę) uwolnić się od niej. Zatraciłam się w niej. W jej cudowności. Ta książka jest jak utwór,  nasycona emocjami, kunsztem, wielopiętrowa. Po prostu cudo.
Już niedługo pełna recenzja na blogu.




8. MASS EFECT - książka, której akcja dzieje się w przyszłości.


Tutaj miała bym święte prawo wrzucić jakąś młodzieżówkę 
antyutopijną/dystopiczną, które powyrastały jak grzyby po deszcze po Igrzyskach Śmierci (które szczerze mówiąc bardzo chętnie bym dała). Większość młodzieży w moim wieku ma górkę temu podobnych książek w swojej historii. Jednak, gdy tak sobie pałętałam się między półkami zauważyłam książkę, która również tu się wpasowuje, a nie pomyślałam o niej, gdy przypominałam sobie ostatnio czytane pozycje. "Marsjanin" Andyego Weira dzieje się w niedalekiej przyszłości, gdy misje na marsa są już normą, a główny bohater powieści jest uczestnikiem już trzeciej misji na czerwoną planetę. Jako mat-fiz osobiście podziwiam ilość pracy jaką musiał włożyć autor w napisanie tej książki.
Już niedługo pełna recenzja na blogu.




9. MORTAL KOMBAT - wielotomowa seria.

Wielotomową serią którą mogę polecić jest z pewnością "Jutro" Johna Marsdena
Saga opowiada o grupie nastolatków, która po powrocie z wyprawy zastaje w swoich domach pustkę. Wkrótce okazuje się, że ich kraj został zaatakowany i jest w stanie wojny. Seria zawiera 7 tomów plus dodatkowe 3 części "Kronik Ellie", gdy to główna bohaterka opowiada swoje pierwsze lata po wojnie. Mam do nich pewien sentyment, gdyż to była pierwsza seria książek w które naprawdę się wkręciłam i z zapartym tchem czekałam na kolejne części. Tylko nie oglądajcie ekranizacji! Jest straszna!




10. MONOPOLY - książki, na które nie szkoda pieniędzy.

Myślałam i myślałam i wymyśliłam... Harrego Pottera. Nie chodzi mi o podstawowe 7 tomów (na które również nie szkoda pieniędzy). Słyszeliście może o "Quidditchu przez wieki", "Fantastycznych zwierzętach i jak je znaleźć" i "Baśniach Barda Bradley'a"?Zostały wydane w organicznej ilości, były sprzedawane w celach charytatywnych. Bez problemu można je było nabyć za 15 zł, czy trochę później w koszach z książkami po 5, 3 czy 1 zł.Jednak te cudeńka w końcu musiały się wyczerpać. Fani trzymają te książki jak największe skarby, a pojedyncza książka na aukcji (jeśli chodzi o dwie pierwsze) dochodzi cenowo do 100 zł, a nawet (jeśli chodzi o baśnie) do 200. Osobiście posiadam tylko i wyłącznie "Quiddich przez wieki" (nawet w  dwóch sztukach) oraz "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć". Na "Baśnie..." wciąż poluję.Podręczniki są o tyle fajne że zostały tam "dorobione" komentarze Rona i Harrego urozmaicając książeczki.


11. ZGADNIJ KTO TO - książka, w której szybko domyśliłeś się zakończenia.

Ojej, dziękuję za to pytanie mogę się trochę wyżyć. Szatański uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdyż książka o której myślę to powieść z tak osławionego cyklu jakim są Dary Anioła. Myślę tutaj o trzeciej części - "Mieście Szkła" Casandry Clare. Co do zdarzenia przewidziałam końcówkę i to już praktycznie na początku książki. Nie tylko trzecia część, ale i cała ta seria (przynajmniej do trzeciej części) jest do bólu przewidywalna! Za dużo nawiązań, "przelotnych spojrzeń", czy pojedynczych słów, które naprowadzają czytelnika na rozwiązanie nie pozwalając na element zaskoczenia. Jednak to trójka praktycznie doprowadziła mnie do rzucenia książką z irytacji.


12. KOLEJKA - książka, której akcja działa się w innej epoce.

Banał. "Wichrowe wzgórza" Emily Bronte. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Czy muszę coś jeszcze dodawać?




Uf! Tak, więc to już wszystko. Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali do końca.

Chciałabym nominować dwie niesamowite blogerko-vlogerki które zainspirowały mnie do utworzenia własnego bloga.
Mówię tutaj o Anicie z Book Reviews (o ile znajdzie się czas!) oraz o Oldze z Wielkiego Buka (wiem, że lubi sobie pograć od czasu do czasu).

Do następnego razu!

piątek, 10 lipca 2015

2. recenzja: "Eleonora i Park" - Rainbow Rowell

Eleonora - pulchna, ekscentryczna dziewczyna. Podmieniająca gumkę do włosów krawatem. Nie za bardzo akceptowana w środowisku do którego ją nagle wrzucono.
Rozpoznasz dzięki: Rudym włosom.

Park - introwertyk, Azjata. Czarne włosy i strój pod kolor - oczywiście czarny. Fan komiksów. Raczej akceptowany. Spokojny, zdystansowany, ze szczęśliwej rodziny.
Rozpoznasz dzięki: Słuchawkom i walkmanie.

Jestem wzrokowcem.
Z tego też powodu moim pierwszym i głównym środkiem przekazu był instagram i moje zdjęcia. Ciężko było nie zauważyć, że wśród ludzi publikujących na "bookgramie" królowała twórczość pani Rowell. Zaintrygowana fascynacją jej książkami wyszukałam polskie premiery i (na szczęście) dowiedziałam się o trzech pozycjach które stopniowo będą wchodzić na nasz rynek.
Poczynając od "Eleonory i Parka". Rozdmuchana premiera. Taka po której boisz się otworzyć lodówkę by nie zobaczyć rzeczonej książki.
Nie cierpię takiego splendoru, rozdmuchania. Zawsze jestem do tyłu z nowościami bo czekam aż hałas o książce przycichnie.
Całkowicie przez przypadek miałam szansę zdobyć daną pozycję.

Chwała przypadkowi!

Ta historia ogrzała moje serduszko a później polała je ciepłym syropem klonowym by dodać odrobiny goryczki.

Książka zachwyca swoją prostotą i spokojem. Nie oczekujemy tu nagłych zwrotów akcji, płyniemy po kartach książki coraz lepiej poznając prześwietnie zarysowanych bohaterów. Są jedyni w swoim rodzaju i jednocześnie tacy... przyziemni, prawdziwi. Nawet Eleonora pomimo swej ekscentryczności jest taka na wskroś ludzka.
Dzięki tej autentyczności kibicujemy tej dwójce, tak kompletnie różnych od siebie. Stąpając jak po linie, subtelnie i ze strachem brną w uczucie które ich łączy. Wszystko jest dla nich nowe, pierwsze, nieznane i niewinne.

Myślałam, że te czasy już za mną, ale Rainbow Rowell potrafiła przywołać we mnie uczucie motylków w brzuchu! Przywrócić magię pierwszego uczucia i takiej ogromnej fascynacji książką, że wciskamy sobie piąstkę u usta by nie piszczeć z podniecenia.

Końcówka jednak trochę rozczarowuje. Od początku wiemy, iż historia nie zakończy się pozytywnie. Nie podszedł mi jednak pomysł jaki zaproponowała nam Rainbow Rowell. Dla mnie jest to powieść której brakuje dwóch słów.
Jednak gdy teraz głębiej się nad tym zastanawiam, może to oni uznają całe zakończenie za jedyne wyjście. W swej naiwności i braku doświadczenia to zakończenie jest jedynym dla nich możliwym?


Kocham tą książkę, jej język, styl, historię i klimat. Zaczarowała mnie swoją subtelnością, głębią i latami 80'tymi. Lubię takie historie. Historie w których ma się wrażenie, że istnieje cały świat wokół, a my możemy zachwycać się tą kroplą w morzu.

poniedziałek, 6 lipca 2015

1. recenzja: "Szczygieł" - Donna Tartt

W wybuchu terrorystycznym młody Theo traci jedyną ostoję swojego życia - ukochaną matkę. Pod wpływem impulsu odkopuje z gruzów pewien niewielki obraz. Ulubiony obraz zmarłej matki. Namiastka utraconego dzieciństwa, które zawaliła się razem z wybuchem. "Szczygieł" staje się jego obsesją i przekleństwem, jego uzależnieniem i najsilniejszym narkotykiem.

Po zdjęciu obwoluty naszym oczom ukazuje się to co pochłonęło życie Theo. Mały ptaszek złączony króciutkim łańcuszkiem utwierdzonym na miedzianej rurce. Na setki lat uwięziony w niewoli. Delikatny, utrzymany w kolorach brązu obrazek przyciąga nas pewną magią i subtelnością. Obraz w którym możemy się zatracić. Tylko to wystarczy by nas przyciągnąć jak magnes i zagłębić się w lekturze.
Nic więc dziwnego, że to ten niesamowity twór Donna Tart obrała za centrum wszechświata w życiu Theo.

Czytając tą książkę miałam pewne deja vu. Hallo! To już przecież było!
Myśl o podobieństwie "Szczygła" Donny Tart do "Wyznaję" Jaume Cabre nawiedziła mnie gdzieś tuż za połową powieści i nie mogłam się powstrzymać do porównania tych dwóch tworów.

Muszę nadmienić, że "Wyznaję" jest książką mojego życia, magią samą w sobie, prawdziwym zatraceniem się w literaturze... i ta narracja!

Więc nie dziwcie się, że w tym porównaniu "Szczygieł" wypadł słabiej.
Nie chcę tu jakkolwiek insynuować, że książka jest zła. Było by to całkowitą herezją, a nie za bardzo mam ochotę spłonąć na stosie.

Niesamowicie mocno ujął mnie język tej powieści, lekki jak mgiełka, piękny, potrafiący nawet rzeczy brudne i odrzucające przedstawić w sposób który nas nie zniechęca. Książka po której się przepływa i chodź nie czyta się tego szybko, to już gdy zatracimy się w lekturze nie zwracamy uwagi na upływający czas.

Budowa tej powieści jest dla mnie jak to muzeum od którego wszystko się zaczęło. Za każdym razem odkrywamy nowe sale, nowe wątki i nowe znaczenia. A gdy Theo przechodzi do nowej sali odkrywając styl którego jeszcze w tym miejscu nie widział tak pani Tartt lekko dryfuje między gatunkami, miejscami oraz znaczeniami.
Książka którą się odkrywa.

Jednak ciosem dla mnie była ostania część powieści, gdy autorka posila się o sensację. Z wielkim smutkiem i niechęcią przerzucałam przez pełne stronice akcji, które tak odrzucały mnie w wykonaniu Donny Tartt. Może to zaburzyło odbiór tej powieści. Nie potrafię jej w pełni docenić i do końca nią zachwycić Gdy przewracałam ostatnią stronę w duchu zrobiłam ogromne "ufff".

Główny bohater dość często mnie irytował. Bezwolnie pooddawał się prądom na które zrzucało go życie.
Tak naprawdę nie polubiłam ani nie znienawidziłam żadnego bohatera. Oni... byli. Poznawałam ich historię, ale ze strony na stronę coraz mocniej czułam się jak widz podziwiający z boku, całą akcję i kunszt książki.

Troszkę się na całości zawiodłam. Moja wina, szukałam nowego "Wyznaję" wśród kart tej książki, przez to "Szczygieł" pozostawił we mnie gorzki posmak rozczarowania.

Ta książka przecież jest jest urocza.
Piękna.
Niezwykła.

Brakuje mi tylko w niej magii.

Przepraszam.

sobota, 4 lipca 2015

Czytelnicze nawyki TAG


Witam serdecznie wszystkich zbłąkanych książkoholików! Czuję się niesamowicie podekscytowana ponieważ po raz kolejny wracam do blogowego światka, miejsca gdzie bez skrupułów mogę wyrzucić swoje zdanie. I mimo, iż może nikogo ono nie zainteresuje daje to taką... wolność. Tym bardziej, że zawsze jestem cichutką małą myszką która nawet boi się odezwać.
Ludzie, zacznijcie blogować! Uwolnijcie się ze swoich skorup!

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę jestem dość otwartą osobą mimo swojego introwertyzmu. Żebyście mnie dobrze zrozumieli - otwartość polega na tym, że moje zachowanie jest dość... ekspresywne. Takie wieczne dziecko zamknięte w ciele osiemnastolatki. Jednak wystarczy parę osób więcej, a zamykam się i otulam swoją skorupką, pragnąc jak najszybciej uciec do znanego mi świata. Świata marzeń i prawdziwej ucieczki od rzeczywistości.

Książki.

Nie ma tygodnia żebym nie zakupiła kolejnego dziecka, które mogę postawić na półce. Ani nie ma dnia w którym nie przeczytała bym chociaż strony. Bez dawki swojego narkotyku chyba nie potrafiłabym zasnąć.

Jak każdy szanujący się książkoholik mam swoje przywary i nawyki. Oglądając i czytając innych książkowych blogerów i vlogerów chyba zawsze najbardziej intrygowały mnie rożnego rodzaju TAGi. Niektóre z nich tak jak ten potrafiły ukazać naszą wyjątkowość. W recenzowaniu książek czasami jesteśmy zamknięci na TAK lub NIE(tak wiem, jestem jeszcze za świeża w tym temacie by cokolwiek się wypowiadać), a cuda tego typu wyłapują takie... "ziarenka", inności.
Chyba nie za bardzo ujęłam sens tego co chciałam przekazać... Nigdy nie umiałam się spójnie i składnie wyrazić i przekazać dokładnie to co siedzi mi w głowie jako obraz.

W każdym razie dzisiaj chodzi mi o to by jako świeża i dumna blogerka zaprezentować wam TAG! A konkretnie chodzi mi o moje czytelnicze nawyki. Które może nie są specjalnie wyjątkowe, to po prostu rzecz o której uwielbiam pisać i mówić.


1. Czy masz w domu konkretne miejsce do czytania?

Tak i nie. Moje łózko chyba jest moim głównym towarzyszem, jednak bardzo często ciągnie mnie wieczorami na huśtawkę przed domem. Podusia z łóżka, kocyk i wybywam by poczytać. Lubię coś robić w trakcie przewracania stron, tak jak na huśtawce się bujam, ale nie potrafię iść i czytać... Skończyło by to się raczej tragicznie. A lampy nie zasługują na to by spotkać się z moją twarzą!
Ah! Czasem jeszcze wybywam na swój balkon, ale tylko w ciepłe letnie noce. Biorę w łapkę lampkę z biurka i w otoczeniu mich przyjaciół, szanownego państwa Robactwa, czytam póki mnie ktoś nie przegoni.

2. Czy w trakcie czytanie używasz zakładki czy przypadkowych świstów papieru?

Znowu mogła bym przytaknąć każdej możliwej odpowiedzi na to pytanie. Mam swoje ukochane zakładki. "Czy w tej bajce były smoki?", "Wącham Książki", oraz moja ukochana z dziewczyną na rowerze wiozącą stos książek! Miałam też takie malutkie, kupione w empiku metalowe zakładki które można nasadzić na kartkę w kształcie zwierzaczków. Niestety szybko mi się pogubiły a te co się ostały schowałam do szuflady.

Mam tez masę książek pozakładaną kartkami z notesu, starymi biletami miesięcznymi czy na przykład chusteczką. Uwielbiam wstążeczki w książkach, nie muszę kombinować przypadkowego świstka papieru, ani martwić się, że zgubię którąś z moich zakładek.


3. Czy możesz po prostu skończyć czytać książkę? Czy musisz dojść do końca rozdziału. okrągłej liczby stron?

Nie ciągnie mnie by dobić okrągłej liczby stron, ale zawsze staram się skończyć na rozdziale, ewentualnie na stronie zakończonej kropką. Po prostu mierzi mnie, gdy muszę skończyć czytać nagle, w środku strony czy środku zdania. Brrr!
Brzydki nawyk perfekcjonisty (pewnie to początki jakiejś nerwicy!).

4. 
Czy pijesz albo jesz w trakcie czytania książki?

Piję. Moja kawa! Moja herbata! Toż to moje skryte miłości!
Próbowałam jeść przy książce, jednak to zawsze kończyło się tragicznie dla czytadła, a ja każdą paćkę, każde zadrapanie na książce przeżywam z takim samym bólem. 
Z herbatą i książką jakoś zawsze potrafiłam sobie poradzić, jednak jedzenie to inna bajka. Nie lubię słodyczy, za to uwielbiam potrawy z dużą ilością sosów, uwielbiam dipy i wszystko co jest maziowate. Parę razy przy jakiś bardziej zajmujących książkach próbowałam pogodzić obiad i zafascynowanie historią. Kończyło się to w większości źle. Jak nie dla mnie to dla moich spodni.

5. 
Czy jesteś wielozadaniowa/y? Potrafisz słuchać muzyki 
lub oglądać film w trakcie czytania?

Ja i muzyka to zupełnie inna para kaloszy, więc od razu można to odrzucić. Nie potrafię się na niczym skupić jak słucham SWOJEJ i UKOCHANEJ muzyki. Istnieje jednak muzyka lekka która czasem służy mi za tło. Jednak i tak nie dam rady wtedy za długo czytać.
Za to spokojnie potrafię oglądać film i czytać książkę, nie przeszkadza mi to w rozumieniu historii, nadążaniu z wydarzeniami w obu tworach.

6. 
Czy czytasz jedną książkę czy klika naraz?

Zawsze kilka naraz. Tym bardziej gdy mam jakąś dłuższą książkę to zaczynam w jej trakcie (i kończę czasem szybciej niż owego kolosa) parę mniejszych i mniej ambitnych książek by odpocząć od tej "dużej".
Apogeum wieloksiążkowości nastąpiło gdy zajmowałam się małą kuzynką i gdy ona czytała Harrego Pottera w swoim tempie to czytałam jej przez ramię, a gdy kończyłam z wiadomych względów szybciej niż ona wracałam do swojego "Szczygła".
Nie mam jakoś problemu z mieszaniem wątków czy postaci. Ja  po 5 latach dalej pamiętam szczegóły z książki, którą wtedy czytałam.

7. 
Czy czytasz w domu, czy gdziekolwiek?

Gdziekolwiek. Mogłabym czytać wszędzie. Czytam na historii, na niemieckim... Co jest trochę niezbyt chwalebne. Jednak dzięki temu przyzwyczaiłam się czytać w większym hałasie. Dodatkowo
 jadę godzinę do szkoły. Ułatwia to sprawę chronicznego braku czasu na czytanie, którą uskarża się większość moich znajomych z liceum.

8. Czytasz na głos czy w myślach?

Sobie - tylko w myślach, szybko mi struny głosowe siadają jak czytam na głos. Chociaż ostatnio musiałam czytać na głos kuzynce, bo uznała, że się zmęczyła, a był za ciekawy moment... Co cóż, czego się nie robi dla rodziny?

9. 
Czy czytasz naprzód, poznając zakończenie? Pomijasz fragmenty książek?

Mam bardzo brzydki nawyk czytania ostatniego zdania tuż przed rozpoczęciem książki. Parę razy już się na tym przejechałam.
Staram się też czytać wszystko bez pomijania. Jednak gdy akcja pędzi, a natrafiam na jakiś opis, mijam go by dowiedzieć się jak potoczyło się owe zdarzenie. Jednak by zaraz wrócić do miejsca gdzie wycięłam sobie kawałek tekstu.

10. 
Czy zginasz grzbiety książek?

NIE!!! Nigdy! Nienawidzę jak ktoś to robi, nienawidzę zagiętych rogów, złamanych grzbietów i startych okładek! Wiele razy ludziom dostało się ode mnie, gdyż pożyczałam im książkę i znajdowałam na niej którąś z tych skaz. To po prostu... Yh! Brak mi słów jak bardzo mnie to boli, nie mogę patrzeć na poranione książki, które wcześniej trzymałam w łapce całe i zdrowe. W antykwariacie często nabywam książki które nie są "pierwszej świeżości". Jednak na to nie mam wpływu.

Ojej, jak dużo wyszło! Jeżeli to czytacie znaczy, że wytrwaliście do końca. Dziękuję wam za to. :)

Miłego dnia!