czwartek, 6 sierpnia 2015

5. recenzja: "Marsjanin" - Andy Weir

Kolejna, zwyczajna podróż na Marsa. Aresowi 3 postawione zostało przebadać inny kawałek brunatnej ziemi.
Wszystko zwykło przebiegać tak samo jak w dwóch poprzednich misjach na czerwoną planetę. Nie miało być żadnego bohatera, nikt nie miał być "tym pierwszym".
Tymczasem coś poszło nie tak, obca planeta postanowiła ich zdmuchnąć ze swej pokrywy - i to dosłownie!
Załoga w trakcie nagłej ewakuacji traci jednego z członków, gdy antena uderza w jego ciało, a wysiadłe czujniki w skafandrze przemawiają o braku funkcji życiowych astronauty.

Ares 3 odlatuje uszczuplony o Marka Watneya.


Oto pierwszy kosmonauta, którego żywcem pogrzebała czerwona planeta.
Jednak Mark nie da sobie kupie piachu w kasze dmuchać i tak łatwo poddać się nie zamierza!

"Wdrapałem się na wzgórze aby wrócić do Habu. [...] Hab był cały (hurra!) i MAV odleciał (buu!)."

Moja przygoda z tą książka zaczęła się dość ciekawie, bo po prostu w klasie drogą pantoflową rozeszła się fama mówiąca o wyjątkowości owej powieści. Jak na klasę ukierunkowaną politechnicznie bardziej nastawiałam się na ciężką lekturę, masę specjalistycznej wiedzy i pomoc wujka google w przyswojeniu sobie co bardziej niezrozumiałych fragmentów. Zostałam zaskoczona i to na duży plus. Książka okazała się luźna, nie rzucając sztywno niezrozumiałymi pojęciami. Cała wiedza, którą wykorzystał autor została podana w tak przystępny sposób, że kompletny laik spokojnie się w niej odnajdzie.

A to wszystko dlatego, że autor przez większą część prowadzi powieść w formie dziennika. Czytamy wyznania człowieka stającego na przeciw całej planecie, który rzucił jej rękawice... i spędza całe dnie bez choćby jednego dźwięku. No bo można sobie siedzieć i czekać aż twoje truchło przykryje czerwony piach. Można też wstać i wziąć się do roboty.
Tak więc śledzimy każdy jego krok okraszony humorem, sposobem bycia i pozytywną energią.
Co by nie mówić o Marku Watney'u - geniusz w swojej dziedzinie. Żaden problem nie jest mu straszny, gdy wciąż może wziąć oddech i zrobić krok w przód.
Bo co to za problem przeżyć cztery lata na pozbawionej warunków do życia planecie.

"Cholera, jestem botanikiem! Bójcie się moich botanicznych mocy!"

I to fragmenty Marka trzymają tą książkę w kupie, tworząc z niej taki wyjątkowy twór. Bo gdyby nie była ona przepełniona humorem, nadającym tej powieści taki wyjątkowy i swobodny klimat nie byłaby tak wyjątkowa i rozchwytywana.
Cóż, można składać pokłony dla autora za kreację głównego bohatera. Jest taki "Markowaty", nietuzinkowy.

Podziwiam również twórcę za ogrom pracy włożony w tą książkę. "Marsjanin" to 380 stron specjalistycznej wiedzy z całej gamy przeróżnych dziedzin.
Pan Weir tak zgrabnie wszystko ze sobą powiązał, że nie wątpimy w ani jeden pomysł wykombinowany przez Marka Watneya. Wszystko jest prawdopodobne, a my przyjmujemy to bez mrugnięcia okiem.

Nie do końca za to spodobały mi się fragmenty z centrali NASA. To ta część lektury w której autor przechodzi do narracji trzecioosobowej. Części tej brakuje wyjątkowości jaką posiada Mark Watney. Rozdziały te nużyły mnie tak, że miałam ochotę przekartkować te części powieści, by powrócić do głównego bohatera.
Tutaj wychodzą na wierzch niedoszlifowania autora pod względem umiejętności pisarskich. Bo gdy jest Markiem, może przekazać odbiorcom część swojej pasji, dzięki temu Mark zyskuje na wyjątkowości i swobodzie.

Dodatkowo książka jest "typowo Amerykańska" - jak podsumował to mój znajomy. Bowiem już na początku możemy przewidzieć jej zakończenie.
Nie przeszkadza nam to jednak w zarwaniu paru  nocek na rzecz tej powieści, wsysa nas i nie pozwala nam się od niej oderwać. Chcemy poznać całość już teraz, zaraz.

To przez ta książkę wsypiemy do herbaty 6 łyżeczek cukru i pięć razy wpadniemy na słup. Nie mówcie, że Was nie ostrzegałam!


2 komentarze:

  1. Akurat to, że zakończenie jest przewidywalne nie musi być wcale wielkim minusem, tym bardziej, że od pierwszych stron do końca czytelnika czeka długa droga :D Muszę koniecznie przeczytać Marsjanina zanim do kina wejdzie ekranizacja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na książkę już od dłuższego czasu się czaję.Napewno wkrótce przeczytam! :)
    Świetny blog.Będę tu często zaglądać i czekam na nowe posty i oczywiście obserwuję. :)
    Pozdrawiam cieplutko!
    http://olalive-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń